Żywieniowy mindfulness kontra „nie mam czasu zjeść”


W knajpce siedział mężczyzna. Pochylał się nad laptopem ustawionym na stoliku i ewidentnie był pochłonięty tym, co widział na ekranie. Po jakimś czasie kelnerka przyniosła jego zamówienie – talerz zupy. Mężczyzna przesunął laptopa w bok na tyle, żeby na stoliku zmieścił się talerz, poklikał jeszcze chwilę i zaczął jeść. Zerkałam na niego kilka razy, czekając na swoje zamówienie i uderzył mnie sposób, w jaki on obchodzi się z tą zupą, ze swoim posiłkiem. Siedział zgarbiony, wpatrywał się w ekran, coś pisał na klawiaturze, klikał i tylko od czasu do czasu sięgał po łyżkę.
W końcu przyszło i moje zamówienie. Zdążyłam zjeść połowę dania, zerknęłam w kierunku mężczyzny. Nadal dawkował sobie tę samą zupę między kliknięciami – obstawiam, że zdążyła już wystygnąć i po prostu ją w siebie bezrefleksyjnie wlewał. Bez smakowania, bez karmienia siebie.

Dlaczego o tym piszę? Jedzenie jest jedną z podstawowych czynności służących utrzymaniu organizmu przy życiu. To sposób na dostarczenie energii, odżywienie ciała, umysłu i ducha. Oczywiście można przeżyć jakiś czas bez jedzenia (Terence MacSwiney – irlandzki dramaturg, pisarz i polityk, zmarł „dopiero” po 74 dniach strajku głodowego), ale nie da się go całkowicie wyeliminować. Jeżeli jedzenie jest tak istotne dla funkcjonowania, to dlaczego niektórzy tak bardzo je (siebie) ignorują?

 

Nie mam czasu na jedzenie

Często słyszę o szybkim tempie życia, natłoku zadań, 12-godzinnym dniu pracy. W opowieściach powtarza się: „nie mam czasu na jedzenie”, „coś tam zjem na szybko”, „coś biorę w pracy u pana kanapki”. Według badania CBOS „Zachowania żywieniowe Polaków”, aż 29% ankietowanych nie zwraca w ogóle uwagi na skład kupowanych produktów, a blisko jedna trzecia (31%) robi to tylko czasami. W jaki zatem sposób to „coś na szybko” o niewiadomym składzie ma zapewnić energię, dobre samopoczucie i zdrowie?

M. pracuje w korporacji. Jest młodą kobietą. W pracy nie jada, bo „nie ma czasu”. W ciągu dnia wypija zimną herbatę „bo nie ma czasu” i przegryza drożdżówkę – „jak się uda”. Wieczorem, już w domu, dosłownie rzuca się na jedzenie. Pochłania wszystko jak odkurzacz, najczęściej przy oglądaniu telewizji. A potem cierpi. I jej żołądek i ona sama. M. skarży się na coraz gorsze samopoczucie, ale wszystko zrzuca na stres w pracy. To, jak się odżywia, uważa za mniej istotne. Zapytana o to, jak smakowała jej kolacja dzień wcześniej, uświadomiła sobie, że.. nie pamięta. Po prostu pochłaniała to, co wpadło jej w ręce i oglądała nowy sezon jakiegoś serialu, bez żadnych żywieniowych refleksji.
Podobnie działa P. Co prawda sama mówi, że przesadza – w ciągu ostatnich kilku tygodni żyje wyłącznie na batonikach i napojach energetycznych, ale – jak twierdzi – nie ma czasu spokojnie zjeść. Nawet, jeśli jej się uda wyskoczyć w ciągu dnia na szybki obiad, zawsze ma przy sobie telefon, bo „musi odebrać gdyby ktoś zadzwonił (a bez przerwy dzwonią), sprawdzać maile no i przy okazji zajrzeć na Facebooka, bo kiedy, jak nie przy jedzeniu”.

 

Ważniejsze, niż Ty

W dziesiątkach takich historii wybija się jedno: przedkładanie przeróżnych spraw nad siebie. Jeżeli ja rezygnuję z nakarmienia siebie, ignoruję czas ładowania własnych baterii, bagatelizuję potrzebę odetchnięcia i zadbania o własne, głodne ciało, to nikt inny o to nie zadba. Tak, słyszę też „łatwo się mówi”. I rozumiem, że to może być trudne, ale zachęcam do sprawdzenia, czy rzeczywiście. A może Ty bardzo chcesz zjeść w spokoju smaczny, pożywny, zdrowy posiłek, ale to jacyś bliżej nieokreśleni ONI nie pozwalają? Bo to przecież ONI dzwonią, bo ONI piszą, bo ONI czegoś chcą. Coś zawsze jest do zrobienia najpierw. Zjeść przecież jeszcze zdążysz..

Byłam w tym miejscu, gdzie spotkania były ważniejsze, niż ciepły obiad. Gdzie jadłam byle jak i byle gdzie. Czasem też z byle kim. Nie zjem teraz, to zjem później. Albo jutro. Jestem taka zapracowana, że nie mam czasu zjeść. (Ach! Cóż za poświęcenie i dramaturgia). Znam to miejsce i wiem, że w końcu ciało powie „dość” – upomni się o uwagę i troskę. Wiem, że najpierw zacznie dawać subtelne sygnały „hej, zauważ mnie”, ale niesłuchane krzyknie z impetem jakąś chorobą albo totalnym wyczerpaniem, które w końcu zmusi do refleksji. Przywołana wcześniej P., niedługo po naszej rozmowie wylądowała w szpitalu z powodu problemów żołądkowych: „moje ciało położyło mnie do łóżka. Teraz nie mam wyjścia, muszę się nim zająć” – mówiła mi przez telefon.

 

Odpowiedzialne karmienie

Niezwykle istotne jest wzięcie odpowiedzialności za to, jak i czym się karmisz. A także za to – co może być nieco trudniejsze – że pozwalasz komuś lub czemuś być ponad Twoimi potrzebami. Może na ten moment to dla Ciebie niewykonalne, żeby powiedzieć szefowi „potrzebuję każdego dnia pół godziny przerwy na obiad”, ale ogromnym krokiem do przodu jest uświadomienie sobie właśnie tego, że nie jesteś w stanie wypowiedzieć podobnych słów. Lub nie jesteś w stanie wziąć dla siebie tego czasu. Lub jeszcze coś innego, co w Tobie teraz rezonuje. Ważna jest świadomość i wzięcie odpowiedzialności za to, że tego obiadu nie zjesz. Ty o tym decydujesz. Nie Twój szef..

Zachęcam więc do refleksji, jak to jest u Ciebie. Czy jesteś dla siebie na tyle ważna/ważny, żeby wygospodarować każdego dnia choćby 15 minut na spokojny posiłek bez telefonów, tabletów, telewizorów i innych rozpraszaczy? Żeby całkowicie skupić się tylko na tym, że się karmisz? Czy możesz wziąć odpowiedzialność za to, jak i czym się karmisz? Co dla siebie wybierasz?
Jeśli to wszystko z jakiegoś powodu trudne, spróbuj zapytać siebie, co mogłoby Ci pomóc w zorganizowaniu tych 15 minut tylko dla Ciebie i Twojego żołądka – jeśli nie codziennie, to może na początek 2 razy w tygodniu?

 

Żywieniowy mindfulness

Jeżeli masz ochotę sprawdzić, jak Twój organizm zareaguje na uważne jedzenie, na karmienie wszystkich zmysłów, nie musisz wyjeżdżać na półroczną medytację do odizolowanego od świata ośrodka. Wystarczy pierwszy mały kroczek, choćby uważne zjedzenie liścia sałaty (albo czegokolwiek, na co właśnie masz ochotę).
Czym właściwie jest to uważne jedzenie? Jan Chozen Bays w swojej książce „Uważność w jedzeniu” wyjaśnia, że jest to „doświadczenie angażujące cały organizm – ciało, serce i umysł – w wybór, przygotowanie i spożycie pożywienia. Uważne jedzenie zajmuje wszystkie zmysły. Sprawia, że zanurzamy się w kolorach, fakturach, zapachach, smakach a nawet odgłosach jedzenia i picia.”
Sprawdź zatem, na co właśnie masz ochotę. Otwórz lodówkę, poszperaj w kuchennych szafkach albo zamów coś, co akurat przemówi do Twoich kubków smakowych. Ja posłużę się wspomnianym już liściem sałaty. Do dzieła. Potrzebny będzie rzeczony liść i cisza – wyłączony telefon i inne przeszkadzające dźwięki. Tylko tyle i aż tyle.

 

Ćwiczenie

Zobacz liść. Jaki jest? Zielony, a może czerwony, bo to taka odmiana sałaty? Ma jakieś kropki? Gładkie brzegi czy postrzępione? Weź liść do ręki, jaki jest w dotyku? Obejrzyj i podotykaj go dokładnie. Następnie powąchaj. Znasz ten zapach? Czy w ogóle ma jakiś zapach? Działaj powoli, niech ten liść ma szansę zagościć we wszystkich Twoich zmysłach. Potem przychodzi czas na odgryzienie fragmentu. A może masz ochotę od razu zjeść cały? Rozgryzaj go powoli. Jaki jest w smaku? Gorzki, słodkawy? Żuj uważnie, niech wymiesza się z Twoją śliną i pokrąży trochę po języku, podniebieniu. Przełknij i poczuj to w gardle, w przełyku, zwizualizuj jak trafia do żołądka i Cię odżywia, dodaje sił, energii (ok, to „tylko” liść sałaty ?).
I jak? Ciekawe doświadczenie? Jutro spróbuj w ten sposób wypić herbatę. Albo zjeść cały posiłek. Jeśli masz ochotę, podziel się proszę ze mną swoimi doznaniami i refleksjami.

Smacznego!